poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 2 - Nie ma bardziej szczerej miłości od miłości do jedzenia

Czy zasłużyłam sobie by po dwóch latach związku, potraktować mnie jak ścierwo? Owszem.
Po burzliwej nocy, rano byłam dla siebie najsurowszym rodzicem.
Gdybym szanowała sama siebie, inni też szanowaliby mnie. Błąd tkwił w tym, że pozwoliłam Mikołajowi na zbyt wiele na początku naszego, pożal się Boże, związku i dlatego tkwiłam w tym w czym tkwiłam. Próbowałam sobie przypominać najgorsze momenty z naszej wspólnej przygody, ale pech chciał, że mój mózg przesiewał tylko te cudowne i wzniosłe chwile. Miałam ochotę zabić ośrodek myślenia znajdujący się w mojej głowie, ale będąc chytrym człowiekiem, wiedziałam, że będę chciała go jeszcze wykorzystać na swoje potrzeby, więc zdusiłam w sobie nienawiść.
Wiedziałam, że gdyby nie fakt, że pojawiła się inna, z pewnością walczyłabym o ten związek.
- Jakie pojawiła? – rzuciłam poduszką na drugą stronę łóżka.
Wytarłam nos, a po moim policzku spłynęła ostatnia już łza. Facet umawiał się za moimi plecami. To spokojnie podchodziło pod zdradę. To była parszywa niewierność. Nie było sensu szukać w tym wszystkim mojej winy. Nie pasowaliśmy do siebie, a ja z pewnością zasługiwałam na więcej.
Odsunęłam z nóg kołdrę i położyłam sobie na udach laptopa. Postanowiłam podobijać się jeszcze jeden dzień, więc w moim Windows Media Playerze wybrałam Fucked My Way Up To The Top Lany Del Rey. Otworzyłam Google’a i zaczęłam szukać znaczenia pocałunku w czoło. Przebiegłam wzrokiem po kilku stronach, nie bardzo się o tym rozpisujących. W końcu wygrzebałam to co chciałam wygrzebać:
Pocałunek w czoło – opiekuńczy i matczyny – czasem pociesza, uspokaja. Mówi „jesteśmy tylko przyjaciółmi”.
Nie dla wszystkich stałoby się pewnie jasne, to co stało się jasne dla mnie. Postanowiłam lepiej studiować znaczenie gestów, tak żeby już nigdy nie dać się nabrać pozorom.
Była słoneczna sobota, koniec marca, a ja jadłam już drugi rząd wspaniałej łaciatej czekolady. Myślałam o tym co właściwie mam zamiar ze sobą dzisiaj zrobić i postanowiłam ograniczyć swoje wyjścia z domu do jednego: kupienie zapiekanki wydawało mi się sprawą priorytetową.
W połowie czekolady stwierdziłam, że odrobina procentów też by  mi nie zaszkodziła. W poniedziałek znowu zaczynałam uczelniane życie, a ten tydzień i przyszły miały być jeszcze spokojne. Wiedziałam, że w połowie kwietnia będę miała roboty po pachy, warto było więc wykorzystać sytuację i nagromadzić zapasy alkoholu we krwi, na najbliższe kilka miesięcy.
Lana dalej próbowała mnie dobić swoim Pretty When You Cry, ale postanowiłam zamknąć jej usta. Kilkanaście godzin żałowania związku z gnojkiem, który nie potrafił zachować się jak mężczyzna, to był wystarczający czas. Nie miałam zamiaru marnować kolejnego dnia na myślenie o Mikołaju.
Umyłam zęby i rozczesałam moje potargane włosy. Wiedziały, że to nie najlepszy dzień na zadzieranie ze mną, więc nie walczyły ze szczotką i ułożyły się jak należy. Przeciągnęłam przez głowę największą bluzę jaką miałam w szafie i wdziałam czarne legginsy. Włosy spięte w kucyk latały na wszystkie strony, gdy szukałam kluczy. Zakładając trampki standardowo wpadłam na szafę.
Pokręciłam głową. Sierota.
W sklepie jak zwykle przywitały mnie tłumy. Czy ludzie naprawdę nie mieli co robić w sobotę rano?
Podeszłam do kasy i wykrzywiłam usta w tępym uśmiechu.
- 10,66 – poinformowała mnie kasjerka.
Podałam jej dziesiątkę i złotówkę i zajęłam się pakowaniem zakupów do reklamówki.
- Drobniej – burknęło do mnie czarnowłose babsko.
- Tak, tak, już.. – zaczęłam szukać w portfelu groszówek.
I po chwili zdałam sobie sprawę, że przecież nie da się już drobniej dać i że nie mam 66 groszy. Spojrzałam, więc prosto w kaprawe oczka pani stojącej za ladą i uraczyłam ją tym samym tonem, którym ona mnie przed chwilą.
- Nie mam.
Kasjerka mrugnęła kilka razy oczami i, nie odzywając się więcej, wydała mi moje 34 grosze.
Zawinęłam kuper do wyjścia i zaczęłam wsuwać batonika. Taka ilość kalorii i intensywność jedzenia mogła zabić nie tylko moją wagę, odpoczywającą sobie teraz w łazience, ale także moje jelita i żołądek.
Pokonanie schodów jak zwykle stanowiło dla mnie niemałe wyzwanie. Oczywiście oprócz duszności złapał mnie napad kaszlu i wiedziałam, że organizm słodko zemści się za bieganie po deszczu. Włożyłam zapiekankę do mikrofalówki i padłam na łóżko. Zastanawiałam się czy to już ten moment, żeby zadzwonić do mojego anioła stróża, ale odsunęłam od siebie tę myśl. Tęczowym króliczkom mówimy stanowcze: jeszcze nie.
Włączyłam telewizję i odmóżdżałam się do momentu, aż mikrofalówka zaczęła mnie przywoływać swoim „pip pip”. Znad zapiekanki wczuwałam się w problemy Ireny, która próbowała poskromić złe nawyki swojego syna, próbując sobie wmówić, że inni mają gorzej. Kiepskie pocieszenie. Musiałam pomyśleć nad plusami tej sytuacji..
I nagle pojęłam co będzie moim największym dramatem: widywanie tego dupka na wspólnych zajęciach na uczelni. Trzeba było słuchać ludowych prawd: nie rwij dupy z własnej grupy.
Przewróciłam oczami, a z moich ust wyrwał się cichy jęk.  Nie byłam już przynajmniej uwiązana. Byłam wolna. Jupi!
- Jea – ukryłam twarz w dłoniach.
Wzięłam telefon i wybrałam numer pogotowia ratunkowego.
- Tutaj rezydencja Weroniki Romanowskiej. W tej chwili mam dużo wolnego czasu, leżę do góry brzuchem i jem niezdrowe rzeczy. Jeżeli nie masz dla mnie żadnej ciekawej informacji, rozłącz się i nie dzwoń więcej!
- Kopnął mnie w dupę – starałam się, żeby nie zabrzmiało to zbyt żałośnie.
Ale takie rzeczy chyba zawsze mają taki sam wydźwięk. Moja przyjaciółka przez chwilę milczała. Faktem było, że w ostatnim czasie nie stało się nic, co wskazywałoby na to, że nasz związek nagle się skończy. Mikołaj ukrywał swoje zamiary do ostatniej chwili. Był normalny.. no i to wyjście do restauracji. Myślałam, że to jakiś przełom, że teraz będzie tylko lepiej, że może ma mi coś ważnego do powiedzenia? Nie liczyłam na oświadczyny. Chyba bym go wyśmiała, gdyby coś takiego zaproponował. Ale myślałam, że zaczęliśmy traktować się na poważnie. Okazało się, że dla  niego wszystko co nas łączyło było jednym wielkim żartem. Wyśmiał nas.
- Z jakiej to okazji?
- Ma inną – starałam się, żeby zabrzmiało to obojętnie.
- Tak mi przykro – czyli wyszło żałośnie.
Westchnęłam.
- Jakie chipsy kupić?
- Dzisiaj to mi wszystko jedno – usiadłam na łóżku i zaczęłam bujać nogami na wszystkie strony.
- Będę za dziesięć minut.
Rozłączyła się. Jak zwykle, żadnego „pa”, „trzymaj się”, „do zobaczenia”. Typowa Weronika.
Dała mi trochę mało czasu na ogarnięcie mieszkania. Złożyłam łóżko i wrzuciłam brudne naczynia do zlewu. Nie, żebym była bałaganiarą, ale mój nastrój nie sprzyjał sprzątaniu. W moim małym lochu panował względny porządek, a moja przyjaciółka nie miała jakichś szczególnych wymagań, więc też nie było po co stawać na rzęsach i psikać wszędzie aerozolem o zapachu świeżej sosny. Wywietrzyłam jeszcze pokój i czekałam na mojego gońca.
Weronika była dla mnie geniuszem przybywania na czas. Kiedyś siedziałam z zegarkiem w ręce i sprawdzałam czy jeżeli powiedziała, że będzie za tyle i tyle minut to faktycznie tak przyjdzie. Jestem pewna, że i tym razem była punktualna co do setnej części sekundy. Dokładnie po 10 minutach stała w moich drzwiach z dwoma paczkami paprykowych chipsów.
- Żyję jedzeniem od rana. Jak tylko stanie się to legalne, wezmę ślub z paczką chipsów.
- Najpierw musieliby zalegalizować związki homoseksualne. Paczka chipsów to jednak dziewczyna.
Przytuliłam ją mocno.
- Cieszę się, że tu jesteś.
- Mogę zacząć od jutra kwestować z Tobą o zalegalizowanie związków partnerskich!
- Dopiero od jutra?
Roześmiała się wciskając mi jedzenie do rąk.
- Dobra, nawet teraz możemy iść.
Wyjęłam z lodówki wino i postawiłam na stole dwa kieliszki. Weronika zaczęła grzebać w moim laptopie.
- Cicho tu jak w kostnicy.
- Wydaje mi się, czy jesteś dzisiaj jakoś szczególnie niemiła?
Moja przyjaciółka odwróciła wzrok od ekranu.
- Przepraszam – usłyszałam  współczucie w jej głosie.
- Tylko żartowałam.
- Głupia ze mnie małpa.
Weronika miała mały problem z okazywaniem uczuć. Wiedziałam, że bardzo przejęła się moją sytuacją i chciała mi pomóc, ale miała zahamowania. Jej przeszłość nie była zbyt kolorowa: więcej szarości i czarnego niż ciepłych barw. Kiedy nie było problemów, była najweselszą i najukochańszą osobą na świecie. Bardzo bolało ją cierpienie bliskich.
- Jak się czujesz? – spojrzała mi głęboko w oczy.
Atmosfera zrobiła się grobowa i nie wytrzymałam. Wpadłam w tak szczery atak śmiechu, że na twarzy Weroniki od razu pojawił się promienny uśmiech.
- Tylko nie rób mi żadnej psychoanalizy.
- Wiedziałam, że to dupek.
- Doprawdy? – uniosłam jedną brew. – Z tego co pamiętam, w czwartek jeszcze mówiłaś jakie to romantyczne i jaki z niego fajny facet.
- Nawdychałam się oparów z czerwonej herbaty – pacnęła mnie w udo.
Obie podskoczyłyśmy na dźwięk głośnej, irytującej muzyczki. Weronika spojrzała na mnie przepraszająco i odebrała telefon. Nie chciałam wścibsko słuchać o czym rozmawiała, więc wyszłam do łazienki.
- Aimée, wychodzimy!
Wyjrzałam zza drzwi.
- Nie, proszę..
- Co „nie proszę”?! – krzyknęła na mnie. – Pijemy wino, a za dwie godziny wpadają po nas Romek i Kacper i lecimy do Scoobiego.

8 komentarzy:

  1. „Nie rwij dupy z własnej grupy” made my day! <3
    Moja kochana, chyba nie rozumiesz, jak wielkim talentem dysponujesz. A owy rozdział jest tego najlepszym przykładem. Styl jest piekielnie dobry i świetnie się czyta tak lekki oraz przyjemny rozdział. Jedyny minus to fakt, że jest on tak krótki. I właściwie tylko do tego mogę się przyczepić.
    Co do bohaterów, to nie mam zastrzeżeń. Aimee jest super! Ma świetny gust muzyczny (nie ma za co), ekstra teksty i sprawia wrażenie takiej wrażliwej, ale równocześnie rozważnej dziewczyny. Za to Weronikę pokochałam od pierwszego słowa (hm… jakkolwiek dziwnie to brzmi). Co prawda, jeszcze jej dobrze nie poznałam, jednak liczę na świetną przyjaciółkę, która będzie potrafiła przywołać główną bohaterkę nieraz do porządku. Nie oszukujmy się, że nie dowalisz tu jakiegoś teen drama.
    Także powodzenia w pisaniu, życzę dużo weny i czasu!
    PS. Scooby?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy wiem o czym piszę i zarysowuje się przede mną wyraźna przyszłość mojej bohaterki, styl jest lżejszy i przyjemniejszy. Ta historia jest przedstawiona lepiej i logiczniej, bo sama ją rozumiem. Rozumiem jakie emocje targają moją Aimee i wiem jak musi z tej trudnej dla niej sytuacji wybrnąć (dlatego historia ma swój ciąg dalszy :P). Rozdział krótki, owszem.. nie chciałam Was przytłoczyć za bardzo Aimee :)
      Scooby to w sumie na cześć mojego boksera z prosektorium (ojaaa, teraz wyszło dziwnie)!

      Usuń
    2. Mówię teraz całkowicie poważnie: jestem cholernie zazdrosna. Powiedziałaś mi wcześniej, że to ja świetnie piszę, ale jestem na nie. Wartość logiczna tamtej wypowiedzi zaczyna przybierać zero! Mój tekst i twój, to jak niebo i ziemia. Jestem zazdrosna, bo ja nie umiem tak ładnie pisać, ty owszem, a jeszcze narzekasz. Jak się spotkamy, to ci przywalę!
      Co oni ci robią na tych studiach?! O.O

      Usuń
    3. Gówno prawda! Piszesz bardzo dobrze tylko się nie doceniasz! Przywal, przyda się :P
      Ojj, nieźle nam tu mieszają w głowie.

      Usuń
  2. Uwielbiam Twój styl pisania, jest świetny !
    Biedna Aimee, dobrze, że ma Weronikę, która w 10 minut potrafi do niej przybiec i to z CZIPSAMI !BRAWA dla niej :D
    Ide dalej, bo już ostatni rozdział mnie czeka (niestety)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skoro nie wychodzi mi czytanie na raz, to chyba najlepiej będzie, jeśli zrobię to na raty ;)
    Podoba mi się sposób, w jaki wykreowałaś postać Animee. Mimo że jej życie nie obfituje ostatnio w przyjemności, przeciwnie, przysparza jej głównie cierpienia, ona potrafi podejść do tego z humorem. Jak nic, jest to zasługa tej jej odrobinę chorobliwej drobiazgowości, ale i silnej osobowości. One obie dają nam zarys tego, co może się wydarzyć w przyszłości. Mam przeczucie, że A. z czasem się podniesie i zostawi swojego ex chłopaka w tyle. Wierzę w nią ;)
    W ogóle pierwszoosobowa narracja w Twoim wydaniu to mistrzostwo. Bardzo tutaj pasuje i idealnie oddaje klimat Twojej opowieści. Do tego stopnia, że w ogóle nie wyobrażam sobie, żeby mogła być inna, czyli trzecioosobowa.
    Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko porządnie przyłożyć się do czytania.
    Ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że w nią wierzysz, bo mimo, że Aimee chce sprawiać wrażenie silnej i wyluzowanej, tak naprawdę jest bardzo zależna od opinii innych. Potrzebuje czuć wsparcie.
      Bardzo dziękuję za miły komentarz. Kolejne rozdziały są trochę niespójne, muszę je koniecznie poprawić, ale z braku czasu nie dość, że zaniedbuję swoje opowiadanie, to jeszcze nie czytam Twojego bloga. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym rzucić książkę od anatomii i poczytać coś o Ninie i Adrienie.
      Mam nadzieję, że niedługo się znowu spotkamy (u Ciebie czy u mnie).
      Dziękuję za komentarz! ;*

      Usuń