poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział 5 - Impreza

Wpatrywałam się jak zaczarowana w białe kółka, które pomału rozpływały się w powietrzu. Cudy tego świata działy się na moich oczach, więc mój mózg rejestrował wszystkie szczegóły w zwolnionym tempie. Oczy Laury zaświeciły się w półmroku, a na jej ustach pojawił się kpiący uśmieszek. Nic dziwnego. Z rozdziawioną buzią intensywnie kontemplowałam każdy wypuszczany przez nią w atmosferę dymek. Nie robiłam z siebie idiotki z własnej woli. O, co to to nie! Mogłam z całą stanowczością zwalić winę na opary marihuany wnikające do mojego mózgu, które całkiem mieszały mi w głowie.
To takie do mnie niepodobne, prawda? Zresztą, gdyby ktoś jeszcze parę godzin temu powiedział mi, że zakończę ten dzień w tym miejscu, w tym towarzystwie, kompletnie ujarana i upita, pewnie zleciłabym mu natychmiastowe udanie się do specjalisty.
Zresztą nie można zwalać winy na Bogu winne zielsko! To przez Mikołaja. W końcu zostawił mnie dla innej. I to dla kogo? Dla jakiejś tępej dzidy, która w ogóle była blondynką! Blondynką z wrednym wyrazem twarzy. Te cechy stanowczo rezerwują ją dla napakowanych mięśniaków, którzy śmiejąc się wyrzucają z siebie tępe huehue. A tu nagle Mikołaj.
Pokręciłam nieprzytomnie głową. Nie, to sprawka Kacpra. Ta jego niewytłumaczalna mania prześladowcza. Przecież on najnormalniej w świecie łaził za mną krok w krok!
Zamrugałam kilka razy powiekami i wybuchłam szczerym śmiechem. Laura spojrzała na mnie z niepokojem.
- Kładź się mała - pociągnęła mnie na podłogę.
Położyłam głowę na jej kolanach i wpatrywałam się w sufit. Czy to miało jakieś znaczenie kto mnie prześladował, a kto porzucił? Świat kręcił się w takt mojego śmiechu i po prostu było mi dobrze.
 
###
 
Kilka godzin wcześniej moje życie przypominało raczej melodramat i paradoksalnie, gdyby nie wścibstwo Anety, pewnie spędziłabym ten wieczór najżałośniej jak się tylko da -  w łóżku, z chusteczkami i beznadziejnymi myślami.
Odkąd Laura ukazała się mojej przyjaciółce jako geniusz anatomii, ewidentnie wkupiła się w jej łaski. Wszystkie niepotwierdzone plotki dalej wisiały w powietrzu, ale nie miały większego znaczenia. Dolatowska w żadnym razie nie prezentowała swoją osobą postawy puszczalskiej dziuni (nie tak jak Martynka), a co więcej najwyraźniej polubiła nasze towarzystwo. Zdecydowanie wprowadziła sobą jakieś urozmaicenie w życiu moim i Anety. Szczerze mówiąc nigdy nie podejrzewałabym siebie o przyjaźń  z największą gwiazdą na roku, ale odpowiadało mi to.
Laura miała w sobie taki wewnętrzny luz. Wchłaniała jak gąbka cały niepokój skumulowany w mojej głowie, co okazało się niezwykle przydatne przed kilkoma wejściówkami, które zaliczyłyśmy w tym tygodniu. Tak naprawdę ledwo ją znałam, a już czułam się do niej niesamowicie przywiązana. Po prostu są takie osoby, na które wpadasz w swoim życiu i widzisz w nich bratnie dusze. Laura była moim uzupełnieniem i wiedziałam to odkąd pierwszy raz spojrzałam w jej oczy.
Przez kilka dni Kacper nie wchodził mi w drogę. Oczywiście nie mogłam z całą stanowczością stwierdzić, że nie kręcił się wokół mnie, ale robił to tak dyskretnie, że prawie tego nie odczuwałam. Dopiero dzisiejszego ranka zburzył mury mojego spokoju pojawiając się w autobusie, którym mknęłam na pierwsze zajęcia.
Oczywiście przykleił na usta ten uśmiech, który chyba zaliczał do kategorii uroczych i jak zwykle był szczerze zaskoczony moim widokiem. Nie wiem czemu, ale jakaś część mnie chciała wierzyć, że te spotkania w autobusie naprawdę są przypadkowe. Kacper studiował na politechnice, której siedziba nieszczęśliwym trafem znajdowała się tuż obok mojego uniwersytetu, więc istniało takie prawdopodobieństwo. Byłam ekspertką w oszukiwaniu samej siebie, więc te myśli dobrotliwej naiwniaczki ewidentnie do mnie pasowały.
Jego widok obudził we mnie uśpione pokłady niepokoju, więc zaczęłam nerwowo kręcić się w miejscu. Próbowałam się teleportować, ale szybko przypomniałam sobie, że nie posiadam takich zdolności. Spojrzałam na swoją torbę. Czy była jakaś szansa, że znajdę w niej pelerynę-niewidkę? Ostatkiem sił powstrzymałam swoją rękę przed próbą spenetrowania torby w poszukiwaniu cienkiego materiału.
- Gdybym wiedział, że cię tu spotkam pewnie zaspałbym na zajęcia specjalnie - chwycił rurkę kilka milimetrów nad moją dłonią.
Przełknęłam tak głośno ślinę, że chyba słyszał to cały autobus. Przez chwilę zabrakło mi słów. Te próby flirtu wprawiały mnie w dyskomfort. Posłałam mu zniecierpliwione spojrzenie i stwierdziłam, że lepiej nie wdawać się z nim w żadne słowne potyczki. Skupiłam się przez moment na zapachu jego perfum. Musiałam przyznać, że pachniał obłędnie. Woń była mocna, ale jednocześnie przyjemna i nienachalna. Chciałam ją zapamiętać, żeby nauczyć się wyczuwać go z daleka. Stwarzało to większe szanse na pomyślnie zakończoną ucieczkę.
- Zawsze jeździsz o tej godzinie w czwartki? - spytał od niechcenia.
Czy on naprawdę myślał, że ja nie wiem, że on dokładnie wie co robię każdego dnia?!
- Jeżeli nie zaśpię to tak.
Starałam się, żeby nasze rozmowy były jak najbardziej płytkie. W mojej głowie wciąż rodziła się nadzieja, że w końcu czymś go od siebie odepchnę.
Ale chyba nie tym razem.
- No to się czasami zdarza - zachichotał.
Powstrzymałam się przed przewróceniem oczami. Na szczęście dojeżdżaliśmy już do przystanku i czułam na plecach oddech radosnej wolności. Niestety po przekroczeniu drzwi autobusu poczułam też czyjąś dłoń zamykającą się na moim nadgarstku. Spojrzałam na Kacpra jak zwierzę gotowe do ataku i chyba nawet jego przez moment przeraziła furia w moich oczach. On nie miał prawa mnie dotykać i dobrze o tym wiedział.
- Jakiś problem? - za moimi plecami w magiczny sposób zmaterializowała się Laura.
Może dysponowałam chociaż telepatycznymi zdolnościami? Może właśnie tej nocy ugryzł mnie radioaktywny pająk, który przekazał mi te umiejętności litując się nad moim losem? A może to jednak sprawka komara giganta, który zostawił po sobie ślad przy kostce?
Kacper puścił moją rękę i spojrzał nieufnie na Laurę. Znałam ten wzrok, bo wiele razy zaszczycał nim Mikołaja. Przez moment myślałam, że próbuje przewiercić nim moją przyjaciółkę na wylot, ale wyraz jego twarzy zmienił się w sekundę. Oczom nie mogłam uwierzyć, gdy Kacper przyjął pozę mówiącą: patrz jak mam z nią ciężko.
- Właśnie sobie rozmawiamy - uśmiechnął się do niej sztucznie. - Może nas przedstawisz? - ponaglił mnie.
- A tak.. - poczułam się jakbym zrobiła coś niestosownego. - To Laura. Laura to mój znajomy Kacper.
- Natarczywy znajomy? - Laura miażdżyła Kacpra wzrokiem.
- Tego bym o sobie nie powiedział - Fiołek zaśmiał się z udawaną lekkością. - Aimée jest trochę przewrażliwiona. Ale na mnie już czas. Do zobaczenia.
Kacper przyglądał się jeszcze chwilę Laurze z nieskrywaną nienawiścią po czym zbiegł przejściem podziemnym i zniknął w tłumie ludzi.
- Dziwny typek ten twój znajomy.
- Tak, rzeczywiście. Dziwny - poprawiłam torbę na ramieniu i skinęłam głową w stronę schodów. - Idziemy?
- Pewnie. Cykasz się, co? - szturchnęła mnie lekko.
- E tam, wcale nie - pokazałam jej język. - Lubię mówić o czymś na czym się znam.
- Ja tam nie przepadam za tymi prezentacjami. Takie pierdolenie o Szopenie.
- Ale jakoś te zajęcia trzeba zaliczyć, nie?
- Trochę to zabawne.
Przystanęłam w miejscu i spojrzałam na nią.
- Co zabawne?
- Że bardziej stresuje cię pisanie kartkówek, na które jesteś świetnie przygotowana niż publiczne występy.
- To zależy od przedmiotu. Ochrona środowiska to bzdura. Co innego histologia.
- No, coś w tym jest. Ale moim zdaniem powinnaś się rozluźnić - na przejściu dla pieszych zatrzymało nas czerwone światło.
Laura stanęła za moimi plecami i zaczęła masować moje barki. Poczułam, że moje policzki dorównują barwą stojącemu na baczność ludkowi, w którego uporczywie się wpatrywałam.
- Tak jak myślałam. Cała spięta - Laura postawiła diagnozę. - Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia - pociągnęła mnie w stronę budynku uczelni.
- Wprost nie mogę się doczekać na tę rewelację - zaczęłam się śmiać.
- Dopóki nie znajdziemy Anety nie pisnę ani słowa!
Pokręciłam głową. Laura puściła moją rękę i poczułam w tym miejscu chłód.
- Tutaj jesteś - wszyscy na korytarzu niemal podskoczyli, gdy Laura nieco zbyt entuzjastycznie powitała Anetę.
- Nabawię się przez was kiedyś zawału - pouczyła nas blondynka.
- Chciałam was zaprosić na domówkę - Laura spojrzała uważnie na mnie i na Anetę.
- Świetnie. Powiedz tylko kiedy - Aneta już dawno planowała wyjść ze swojej książkowej fortecy i stać się częścią życia towarzyskiego naszego roku.
Nie podzielałam jej planów. W sobotę odkryłam, że imprezowanie to nie jest moja metoda na relaks i radzenie sobie z problemami, zwłaszcza emocjonalnymi.
Oczy Anety wyrażały także podekscytowanie z innego powodu - zwietrzyła sensację. Musiałam przyznać, że była to idealna sposobność by przekonać się ile z krążących wokół Laury plotek było prawdą. Żadna z nas przecież nie spytałaby jej o to wszystko wprost. To byłoby nietaktowne. Sama chciałam się na własne oczy przekonać czy nasza przyjaciółka jest damską odmianą Casanovy, ale wiedziałam, że będę zmuszona zrezygnować z zaroszenia. Imprezy stanowczo nie były dla mnie.
- Dzisiaj.
- Imprezowe czwartki? - zanuciła pod nosem Aneta.
- Jutro same nudne wykłady, więc chyba się skusicie - Laura wodziła po nas wzrokiem.
Aneta pokręciła stanowczo głową, co kompletnie mnie zaskoczyło. Przecież tak bardzo chciała dowiedzieć się prawdy! W tamtej chwili wiedziałam już co oznacza dla mnie ta odmowa.
- Właśnie z racji nudnych wykładów wracam dzisiaj po zajęciach do domu.
- Szkoda. A ty, Aimée? - Laura stanęła tuż przede mną.
Patrzyłam na nią wielkimi oczami. Utkwiła we mnie intensywnie brązowe spojrzenie. Nie wiem czy złamał mnie ten nieustępliwy wzrok czy może wcale niesubtelne kopnięcia Anety, ale w końcu zgodziłam się przyjść.
- Mogę kogoś ze sobą wziąć?
- No pewnie. Im więcej ludzi tym lepsza zabawa! - stwierdziła uradowana.
Usłyszałyśmy dobiegające gdzieś z oddali Sugar Maroon 5.
- O, czekajcie chwilę - Laura odeszła na bok i odebrała telefon.
- Chyba nie muszę mówić, że czekam na relację? Najlepiej na żywo? - Aneta uradowana usiadła na ławce i zaczęła zaznaczać coś w książce.
 
###
 
Po etapie niedowierzania i szoku, kilka razy powtarzanego nie masz przypadkiem gorączki? oraz głośnych pisków po drugiej stronie słuchawki, Weronika zgodziła się mi towarzyszyć.
Było to niecodzienne wydarzenie, więc na starcie uwieczniła je na pamiątkowym selfie, oznaczyła mnie na portalu społecznościowym w swoim wydarzeniu z życia i pochwaliła swoje zdolności wychowawcze i lecznicze.
- Nareszcie żyjesz! - chwyciła moją dłoń i przybiła mi piątkę. - Czy za tą zmianą stoi jakiś uroczy młodzieniec?
- Nie - roześmiałam się.
- Nie? To może powabna niewiasta?
Tramwaj gwałtownie skręcił akurat w momencie, gdy majstrowałam przy swoim oku co skończyło się wsadzeniem w nie palca.
Tak.. przypuśćmy, że to przez zakręt i tramwaj.
- Nieee! Wariatko - zamrugałam kilka razy. - To koleżanka.
- Najwyraźniej bardzo przekonująca koleżanka - Weronika wyszczerzyła się w głupkowatym uśmiechu.
- Pajac - pokazałam jej język.
- Klaun!
Poczułam wibracje w kieszeni.
I co? Jesteś już?
Zagryzłam wargę, żeby nie parsknąć śmiechem.
Jeszcze nie. Dopiero dojeżdżamy. Jak się coś wydarzy to napiszę!
Weronika zajęła się poprawianiem fryzury w szybie tramwaju. Coś burknęła pod nosem i wypchnęła mnie przez zamykające się już drzwi.
Kierowca wychylił się ze swojego miejsca, krzyknął mało pochlebną uwagę na temat naszego wysiadania i popukał się w czoło po czym odjechał.
- To nasz przystanek - sapnęła Weronika.
Spojrzałam na tabliczkę.
- Faktycznie.
Rozejrzałam się dokoła. Gdyby nie fakt, że Weronika napoiła mnie setką przed wyjściem, pewnie odczuwałabym niepokój. Rodzice opowiedzieli mi o wszystkich czyhających na mnie niebezpieczeństwach i od czasu do czasu wpadałam w lekkie napady paniki, ale w tamtym momencie to wszystko mi zwisało.
Weszłyśmy do mieszkania mimo, że pokonanie schodów stanowiło nie lada wyzwanie. Laura otworzyła nam drzwi i przytuliła mnie mocno na powitanie.
- Weronika, to Laura. Laura to moja przyjaciółka Weronika - wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.
Dziewczyny podały sobie ręce. Zdjęłam z siebie kurtkę i nieśmiało weszłam do pierwszego pokoju. W mieszkaniu panował spory tłok i rozgardiasz, ale być może dzięki temu nie czułam się tak obco.
- To taki nasz prezent na powitanie - Weronika wręczyła Laurze dwie butelki.
- Hoho, świetnie się składa, bo mamy mnóstwo popity!
Zawiesiłam wzrok na brunetce. Była oszołamiająca. Długie włosy przerzuciła na prawe ramię i wyeksponowała wygolony bok. Spojrzałam jej w oczy i już miałam się uśmiechnąć kiedy jakieś ręce objęły szyję Laury. Zmroziło mnie natychmiast.
Przeniosłam wzrok na dziewczynę, która uwiesiła się na mojej przyjaciółce.
Laura spojrzała na mnie przepraszająco z łobuzerskim uśmieszkiem, gdy brunetka odciągała ją w stronę drugiego pokoju.
Ta sytuacja trochę podcięła mi skrzydła, ale nie chciałam dać po sobie poznać jak beznadziejnie się czuję. Dopóki nie zobaczyłam jak Weronika pożera wzrokiem blondyna otoczonego napalonymi dziewczynami. Obie byłyśmy w dupiatej sytuacji.
- Potańczymy?
Weszłyśmy na środek pokoju i Weronika zaczęła kręcić mną piruety. Zaczęłyśmy się śmiać i wygłupiać. Czułam jak temperatura otoczenia podnosi się z każdym kolejnym łykiem piwa. Weronice ewidentnie zaszumiało już w głowie, bo odwróciła się do mnie tyłem i zaczęła wykonywać erotyczny taniec. Przytrzymałam ją za brzuch, żeby nie wywinęła orła. Widziałam, że te wszystkie figury są bacznie obserwowane przez przystojnego blondyna. Nie odrywał oczu od mojej przyjaciółki mimo, że wokół niego kilka dziewczyn prawie skręcało sobie kark, żeby zaszczycił je spojrzeniem. Weronika zrobiła piruet i puściła do mnie oko.
- Teraz twoja kolej - szepnęła mi do ucha i odwróciła mnie w stronę drugiego pokoju.
W drzwiach stała Laura i spoglądała w naszą stronę z zainteresowaniem.
- Nie ma mowy. Pamiętasz jak to się skończyło w sobotę?
Weronika położyła mi głowę na ramieniu.
- Zabaw się choć raz.
Przez chwilę analizowałam jej słowa w głowie.
- Wyglądasz obłędnie, jesteś ładną dziewczyną. Zrób choć raz coś innego niż zwykle.
Zamknęłam oczy i zaczęłam ruszać biodrami. Może Weronika miała rację. Moje ciało samo dostosowało się do rytmu piosenki i po chwili już w ogóle nad nim nie panowałam. Było jednością z otaczającą je muzyką. Gdy otworzyłam oczy Laura patrzyła na mnie innym niż zawsze wzrokiem, a mnie to niesamowicie nakręciło.
Poczułam, że Weronika się ode mnie odsuwa. Zdezorientowana odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam, że rozmawia z blondynem. Więc ona dopięła swego.
Nie mogłabym jej tego zepsuć. Poszłam w stronę kuchni, żeby wziąć jeszcze jedną butelkę piwa.
- Nie wygłupiaj się - usłyszałam głos Laury za plecami. - Chodź, spróbujemy czegoś mocniejszego.
Dałam jej się wciągnąć do drugiego pokoju, w którym od razu doszedł mnie zapach marihuany. Nalała wódki do kieliszka i podała mi. Szybko wychyliłyśmy te kilkanaście mililitrów i popiłyśmy sokiem pomarańczowym.
Usiadłyśmy z jakimiś ludźmi i po kilku kolejkach zajęłam się kontemplacją wypuszczanych przez dziewczynę kółek, a następne dwa kieliszki położyły mnie na jej kolanach. Po chwili jakaś głowa położyła się koło mnie i zaczęła opowiadać mi o twierdzeniu Abela o szeregach potęgowych. Mój umysł otworzył się na matematyczną boskość, gdy wchłaniałam każde słowo bujnie zarośniętej głowy. Przysunęłam się do niej, żeby lepiej słyszeć.
Nie wiem kiedy w końcu się ogarnęłam, ale po skonsumowaniu potężnej dawki chipsów, ciastek, ogórków małosolnych, 1\3 słoika nutelli i kilku łyżek sosu pieczarkowego z patelni, poczułam, że koniecznie muszę iść siku.
Wstałam i pewnym krokiem ruszyłam do łazienki. Otworzyłam drzwi z takim rozmachem, że o mały włos nie oberwałam nimi w czoło. Weszłam do środka i zaczęłam rozpinać rozporek. Już miałam zsuwać spodnie kiedy zobaczyłam Laurę z brunetką na pralce. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się im dokładniej. Chyba się pieściły. Poczułam straszne napięcie w podbrzuszu i nie zważając na to, że dziewczyny coś do mnie mówiły i ubierały się pospiesznie, ściągnęłam spodnie i majtki i zaczęłam sikać.
Koleżanka Laury krzyczała coś jeszcze z oburzeniem, gdy przyjaciółka wyrzucała ją z łazienki i zamykała za nią drzwi.
- Aimée Wilamowska! Jesteś prawdziwą wariatką - Laura zaczęła się tarzać ze śmiechu po podłodze.
Uśmiechnęłam się upojona opuszczającym mój pęcherz moczowy napięciem. Przymknęłam oczy i skupiłam się maksymalnie na tej prostej czynności fizjologicznej. Fakty zaczęły się powoli układać w mojej głowie i gdy już zakładałam na siebie rzeczy, zorientowałam się co tak właściwie się stało.
- O matko i córko - przyłożyłam dłoń do ust.
Laura stanęła przede mną i wciąż się śmiejąc poprawiła moją koszulę, bo przez przypadek zacięłam na niej rozporek. Uśmiechnęłam się do niej i spojrzałam jej w oczy.
Laura zaczęła ciężej oddychać, chwyciła moją twarz w dłonie i po prostu mnie pocałowała.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz